szczur.jpg · @szczur
73 followers · 1557 posts · Server kolektiva.social

Bitwa pod Karánsebes, tzw. "Bitwa której nie było", jest jednym z najśmieszniejszych tragicznych zdarzeń, idealnie ilustrujących .
Była to bitwa, która (nie)odbyła się w trakcie VIII wojny Austriacko-Tureckiej we wrześniu 1788 roku.

Cesarz Józef II Habsburg dysponował armią składającą się łącznie z 240 tysięcy ludzi i 25 tysięcy koni, a także 868 dział artyleryjskich. W jej skład wchodziły jednostki z zaborów - Bośniacy, Chorwaci, Serbowie, Węgrzy, Słowacy, Czesi, Włosi, Słoweńcy, Białorusini a także... Polacy. Żadna z tych grup nie znała niemieckiego i była skłócona między sobą. Ponadto, armia była wyjątkowo wielka, a żeby to zaobrazować dodam, że armia tych rozmiarów potrzebowała logistycznego zaopatrzenia ok. 200 wołów rzeźnych każdego dnia.

Turecki sułtan miał natomiast pod swoją komendą tylko 100 tysięcy ludzi.

Armia Cesarza była w drodze do Belgradu ponieważ wywiad wskazywał, iż w mieście stacjonuje tylko 10 tysięcy turków, jednak z nieznanych szerzej powodów, armia zawróciła i skierowała się na wschód. Noc 17 września 1788 r. była pochmurna i bardzo ciemna, więc armia zatrzymała się po jednej ze stron rzeki Temesz w pobliżu miejscowości Karánsebes w dzisiejszej Rumunii. Kawaleria przednia w formie zwiadu przekroczyła rzekę przez most i znalazła się po drugiej stronie, gdzie zastała przyjaznych Wołochów, którzy uraczyli żołnierzy alkoholem i jedzeniem. Żołnierze postanowili zakupić cały zapas trunku, aby nie musieć dzielić się z nadchodzącą przez most piechotą. Z konfrontacji, którą wg. znanych podań zaczęli polacy, wywiązała się kłótnia pomiędzy kawalerzystami a piechotą, która szybko przekształciła się w walkę na szable i strzelaninę. W pewnym momencie, niektórzy piechórzy zaczęli krzyczeć "Turci! Turci!" aby zmylić i swoiście sprankować kawalerzystów i zmusić ich do wycofania się z pozycji - ponieważ kawaleria zwiadowcza nie miała szans w zetknięciu z regularną armią. W efekcie tego wielotysięczny tłum ogarnęła panika i chaos.

W tym samym czasie po drugiej stronie rzeki, gdzie stacjonował Cesarz rozlokowała się reszta armii. Gdy uciekająca w popłochu przez most kawaleria nagle wpadła do obozu, wywołała panikę. Dowódctwo uznało, że faktycznie mają do czynienia z atakiem tureckim i na ślepo otworzyli ogień artyleryjski. Dodatkowego wrażenia ataku dodała uciekająca w bezładzie piechota, która przekraczała most za kawalerią. Dowódcy austriaccy bez skutku próbowali doprowadzić armię do porządku, wpierw podejmując próbę zatrzymania spanikowanych piechórów. W panującym w obozie bezładzie okrzyki "Halt! Halt! Halt!" (z niemieckiego: stać!) zostały odebrane przez polaków i białorusinów za "Allah! Allah!", którzy rzucili się do natychmiastowej ucieczki w drugą stronę - z powrotem na most. Inne oddziały, nie mogąc rozpoznać mundurów uciekinierów w mroku nocy w panice otworzyła bratobójczy ogień, znacznie rażąc feralną piechotę. Piechota w odpowiedzi również oddała ogień, niemalże trafiając w Cesarza Józefa, którego koń w panice spowodowanej świskiem kuli zrzucił go prosto w błoto, z którego z powodu mody wśród wysokich klas - skórzanych kaleson, które praktycznie uniemożliwiały zginanie nóg - nie mógł podnieść się samodzielnie i potrzebował pomocy, o którą bardzo głośno prosił. Ostatecznie udało mu się ujść z życiem, po byciu blisko postrzelonym zbłąkaną kulą, podeptanym przez żołnierzy i stratowanym przez konie.
Źródła wskazują również, że Cesarz miał prawie utonąć w rzece, ale nic o tym nie wiem.
Armia była zmuszona wycofać się w popłochu, a zbieranie wszystkich rozproszonych jednostek zajęła 4 dni łącznie.

W tym czasie, po ok. 30 godzinach po "bitwie", Wielki Wezyr Pasza wkroczył do miasta i ku zdziwieniu jego tureckiej armii nie napotkał żadnego oporu. Szybko jednak znalazł blisko 12 tysięcy rannych i konających żołnierzy habsburgskich po obu stronach rzeki, których kazał natychmiast pozbawić głów. Sułtan odniósł tej nocy swoje największe militarne zwycięstwo, ponieważ w skutek bitwy i powikłań związanych z nią Cesarz Józef stracił blisko 57 tysięcy ludzi.

Źródło: wikipedia, nie podobało mi się jak opisano tam wydarzenia tej nocy

@mr_zvbr poczytaj sobie, zamiast twitterować

#absurdyhistoryczne

Last updated 2 years ago

szczur.jpg · @szczur
70 followers · 1507 posts · Server kolektiva.social

Bitwa pod Karánsebes, tzw. "Bitwa której nie było", jest jednym z najśmieszniejszych tragicznych zdarzeń, idealnie ilustrujących .
Była to bitwa, która (nie)odbyła się w trakcie VIII wojny Austriacko-Tureckiej we wrześniu 1788 roku.

Cesarz Józef II Habsburg dysponował armią składającą się łącznie z 240 tysięcy ludzi i 25 tysięcy koni, a także 868 dział artyleryjskich. W jej skład wchodziły jednostki z zaborów - Bośniacy, Chorwaci, Serbowie, Węgrzy, Słowacy, Czesi, Włosi, Słoweńcy, Białorusini a także... Polacy. Żadna z tych grup nie znała niemieckiego i była skłócona między sobą. Ponadto, armia była wyjątkowo wielka, a żeby to zaobrazować dodam, że armia tych rozmiarów potrzebowała logistycznego zaopatrzenia ok. 200 wołów rzeźnych każdego dnia.

Turecki sułtan miał natomiast pod swoją komendą tylko 100 tysięcy ludzi.

Armia Cesarza była w drodze do Belgradu ponieważ wywiad wskazywał, iż w mieście stacjonuje tylko 10 tysięcy turków, jednak z nieznanych szerzej powodów, armia zawróciła i skierowała się na wschód. Noc 17 września 1788 r. była pochmurna i bardzo ciemna, więc armia zatrzymała się po jednej ze stron rzeki Temesz w pobliżu miejscowości Karánsebes w dzisiejszej Rumunii. Kawaleria przednia w formie zwiadu przekroczyła rzekę przez most i znalazła się po drugiej stronie, gdzie zastała przyjaznych Wołochów, którzy uraczyli żołnierzy alkoholem i jedzeniem. Żołnierze postanowili zakupić cały zapas alkoholu, aby nie podzielić się z nadchodzącą przez most piechotą. Z konfrontacji, którą wg. znanych podań zaczęli polacy, wywiązała się kłótnia pomiędzy kawalerzystami a piechotą, która szybko przekształciła się w walkę na szable i strzelaninę. W pewnym momencie, niektórzy piechórzy zaczęli krzyczeć "Turci! Turci!" aby zmylić i swoiście sprankować kawalerzystów i zmusić ich do wycofania się z pozycji - ponieważ kawaleria zwiadowcza nie miała szans w zetknięciu z regularną armią. W efekcie tego wielotysięczny tłum ogarnęła panika i chaos.

W tym samym czasie po drugiej stronie rzeki, gdzie stacjonował Cesarz rozlokowała się reszta armii. Gdy uciekająca w popłochu przez most kawaleria nagle wpadła do obozu, wywołała panikę. Dowódctwo uznało, że faktycznie mają do czynienia z atakiem tureckim i na ślepo otworzyli ogień artyleryjski. Dodatkowego wrażenia ataku dodała uciekająca w bezładzie piechota, która przekraczała most za kawalerią. Dowódcy austriaccy bez skutku próbowali doprowadzić armię do porządku, wpierw podejmując próbę zatrzymania spanikowanych piechórów. W panującym w obozie bezładzie okrzyki "Halt! Halt! Halt!" (z niemieckiego: stać!) zostały odebrane przez polaków i białorusinów za "Allah! Allah!", którzy rzucili się do natychmiastowej ucieczki w drugą stronę - z powrotem na most. Inne oddziały, nie mogąc rozpoznać mundurów uciekinierów w mroku nocy w panice otworzyła bratobójczy ogień, znacznie rażąc feralną piechotę. Piechota w odpowiedzi również oddała ogień, niemalże trafiając w Cesarza Józefa, którego koń w panice spowodowanej świskiem kuli zrzucił go prosto w błoto, z którego z powodu mody wśród wysokich klas - skórzanych kaleson, które praktycznie uniemożliwiały zginanie nóg - nie mógł podnieść się samodzielnie i potrzebował pomocy, o którą bardzo głośno prosił. Ostatecznie udało mu się ujść z życiem, po byciu blisko postrzelonym zbłąkaną kulą, podeptanym przez żołnierzy i stratowanym przez konie.
Źródła wskazują również, że Cesarz miał prawie utonąć w rzece, ale nic o tym nie wiem.
Armia była zmuszona wycofać się w popłochu, a zbieranie wszystkich rozproszonych jednostek zajęła 4 dni łącznie.

W tym czasie, po ok. 30 godzinach po "bitwie", Wielki Wezyr Pasza wkroczył do miasta i ku zdziwieniu jego tureckiej armii nie napotkał żadnego oporu. Szybko jednak znalazł blisko 12 tysięcy rannych i konających żołnierzy habsburgskich po obu stronach rzeki, których kazał natychmiast pozbawić głów. Sułtan odniósł tej nocy swoje największe militarne zwycięstwo, ponieważ w skutek bitwy i powikłań związanych z nią Cesarz Józef stracił blisko 57 tysięcy ludzi.

#absurdyhistoryczne #historia #ciekawe #ciekawostki

Last updated 2 years ago

szczur.jpg · @szczur
64 followers · 1474 posts · Server kolektiva.social

Mówi się, że fantastyka jest ucieczką od absurdu, który gotuje nam - która potrafi napisać najdziwniejsze historie. Pozwólcie, że Wam to przedstawię.

Czy zastanawialiście się kiedyś, jak właściwie wybuchła I wojna światowa? Otóż, chciałbym przedstawić Wam perspektywę sytuacji w której zginął Arcyksiąże Franz Fedrinand, która dobrze obrazuje, co mam na myśli.

Zacznijmy od tego, że grupa mająca na celu asasynację arcyksięcia była grupą bośniackich studentów, którzy zostali zaopatrzeni w broń oraz wyszkoleni przez komórkę serbskich nacjonalistów, wraz z koordynatorem zamachu.

Nie było zbyt dużo żołnierzy, w obawie przed przestraszeniem lokalnej ludności. Franz Ferdinand wraz z żoną, sierżantem wojska oraz lokalnym zarządcą jechał samochodem przez ulicę w eskorcie dwóch innych - ale posiedzieli chwilę dłużej w barakach dla żołnierzy. Przez to, asasyni zostali mocno zmyleni, kiedy samochód z ich celem nie pojawił się na czas.
Kiedy już się pojawił, okazało się, że pierwsi dwaj zamachowcy, uzbrojeni w ładunki wybuchowe i broń palną nie odważyli się wykonać ruchu. Po chwili jednak, opamiętując się, o 10:10 jeden z zamachowców rzucił ładunkiem w samochód, a ten ładunek odbił się od otwartego dachu samochodu Arcyksięcia, wpadając pod kolejny swmochód e kolumnie i eksplodował, unieruchamiając go i raniąc 19 osób w promieniu 15 metrów.

Odpowiedzialny za to zamachowiec - Čabrinović w przerażeniu zażył pigułkę z cyjankiem i rzucił się do rzeki, ale upadek z wysokości i zetknięcie z wodą wywołały wymioty, co oznaczało pozbycie się trucizny z ciała.

Samochód Arcyksięcia w reakcji na to szybko odjechał, opuszczając miejsce zdarzenia. Pozostali trzej zamachowcy, umieszczeni na dachach budynków nie zdołali zareagować na tyle szybko, by działać. Następnie udali się oni do ratusza, gdzie zaszła śmieszna sytuacja z burmistrzem. Nie przystając na słowa sierżanta, który sugerował, że Arcyksiąże i jego żona powinni zostać w ratuszu zanim miasto nie zostanie dokładnie sprawdzone, para udała się do szpitala, do którego zabrano osoby ranione w zamachu.

Kierowca jednak nie przekazał dokładnie informacji reszcie konwoju, co zaowocowało tym, że samochody z kolumny nagle odłączył się od Arcyksięcia. Kierowca zruzgany przez przyjaciela Arcyksięcia zmuszony był do zahamowania i wycofania samochodu, a w momencie zmieniania biegów znalazł się dokładnie naprzeciwko ostatniego zamachowca, który zrezygnowany niepowodzeniem udał się do cukierni i z pączkiem w ręku zastał samochód ze swoim celem dokładnie przed nosem. Samochód zgasł, ponieważ zestresowanemu kierowcy nie udało się dobrze zmienić biegów. Zamachowiec szybko dobył pistoletu i śmiertelnie ranił Arcyksięcia i jego żonę. Następnie próbował popełnić samobójstwo, ale w chwili przyłożenia pistoletu do głowy poślizgnął się na masce, na której stał i stracił kontrolę nad ciałem - upadając i zostając aresztowanym.

#historia #absurdyhistoryczne

Last updated 2 years ago