MiejMiejsce.com: Ekspansja wolności. Rozmowa z Marcinem Polakiem
O pisaniu smutnych książek w smutnych czasach i wybuchu wolności w literaturze. Tymoteusz Milas w rozmowie z Marcinem Polakiem, autorem debiutanckiej powieści „Bogowie śpiewają”. Tymoteusz Milas: Tworząc literaturę nie można uciec od Polski od społeczeństwa, które nas otacza, w którym jesteśmy, będąc Polakiem, Marcinem Polakiem?Marcin Polak: Jest taki świetny wiersz Piotra Macierzyńskiego, który mógłby być odpowiedzią na twoje pytanie:X X X (urodziłem się na 52°)urodziłem się na 52° szerokości geograficznej północneji 20° długości geograficznej wschodniejwylosowałem Polskęw pokerze po takim rozdaniumówi się pas Ludzie często teraz przyjmują taką negatywną postawę, tymczasem Polska ma dwie podstawowe zalety. Nie jest tu przesadnie gorąco. Nie jest tu przesadnie zimno. I ludzie mówią po polsku, mężczyźni i kobiety. Ten język sprawia też, że ludzie mogą czytać twoje książki.Ja patrzę na to od tej drugiej strony. Pisać mogę tylko po polsku. Mogę czuć rzeczywistość tylko po polsku, rozmawiać z ludźmi naprawdę głęboko, naprawdę się z nimi śmiać i żartować, tylko po polsku. Mimo że mówię też po angielsku, po francusku, po niemiecku, ale nawet jak nabieram tej biegłości, gdy jestem na przykład we Francji dłużej niż miesiąc, to też nie na tyle, żeby sobie dłużej pożartować z głębokimi echami transkulturowymi w języku lokalsów, rzadko tylko udaje...
#sztuka #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/sztuka/ekspansja-wolnosci/
MiejMiejsce.com: Wyżymasz z głowy tę maź
O tym, co na zewnątrz, a co wewnątrz, z malarzem ZBIOKIEM Czajkowskim rozmawia Ola Litorowicz. Szłam na spotkanie z Tobą między innymi przez schody pod mostem Poniatowskiego, czyli miejsce, które zawsze przyciągało tagi, graffiti, napisy, vlepki i inne przejawy twórczości artystycznej, a tu – wyraźne wzmożenie. Jednak większą niespodzianką okazały się ulice centrum Warszawy, otagowane na potęgę, pełne szybkich bomb. Co się dzieje na murach i dlaczego właśnie teraz?Pandemia spowodowała rozbuchanie sceny graffiti w Warszawie. Potwierdziło to, że tam, gdzie jest większy spokój, od razu pojawia się graffiti. Widać to też w centrum miasta, bo to jest zawsze łakomy kąsek dla grafficiarzy. Do malowania wraca wiele osób, które zaczynały pod koniec lat 90. Być może pandemia przez pandemię skumali, że to była jednak fajna, wartościowa rzecz w ich życiu. Do tego jest wielu młodych adeptów. Pojawia się też graffiti po ukraińsku, białorusku. Takie momenty, jak pandemia, wojna, mogą przypominać, że przestrzeń publiczna jest naszym wspólnym dobrem. Najwyraźniej widziałem to podczas Strajku Kobiet. Wtedy bardzo wiele osób zaczęło używać miasta. Widać było, że ludzie chcą coś powiedzieć i czasem pierwszy raz chwytają po farby. To jest odwaga, którą najbardziej cenię. Ona pochodzi od zrozumienia, że miasto należy do mieszkańców, a nie...
#sztuka #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/sztuka/wyzymasz-z-glowy-te-maz/
MiejMiejsce.com: Rzeczy, które robisz w Łodzi, nie będąc martwym
Muzeum Sztuki w Łodzi dawno nie miało tak interesującego programu jak na przełomie 2022 i 2023. Dawno nie było również w tak głębokim kryzysie instytucjonalnym – tak w każdym razie sytuacja Muzeum po zeszłorocznej zmianie dyrekcji postrzegana jest z zewnątrz. Czy epoka Jarosława Suchana była okresem sukcesu instytucji jako eksperymentu myślowego, który się udał? Czy też, jak chce nowy dyrektor, była raczej czasem kosmopolitycznych błędów i wypaczeń? I co będzie dalej – a także czego nie będzie w Muzeum Sztuki? O tym, a także o ostatnich projektach w MS rozmawiamy z Agnieszką Pinderą i Danielem Muzyczukiem, którzy przez lata byli osobami współtworzącymi dotychczasowy program instytucji. Stach Szabłowski: W zeszłym roku skończyła się misja Jarosława Suchana w Muzeum Sztuki w Łodzi. Czy to nie tylko koniec pewnej kadencji, ale również pewnej epoki? Nowy dyrektor poświęca w exposé dużo miejsca radykalnemu zakwestionowaniu programu Muzeum Sztuki czasów Suchana, - a więc tego programu, którego wy oboje byliście przecież ważnymi współtwórcami. Zakwestionowanie dotychczasowej linii zdaje się zapowiadać nie tylko zwrot w poetyce, formatach i tematyce przedsięwzięć realizowanych w instytucji, ale i coś więcej - zmianę wyobrażenia o samym celu działania Muzeum. Jak to widzicie obserwując zachodzące zmiany od środka? Czy zobaczymy wkrótce zupełnie inne...
#sztuka #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/sztuka/rzeczy-ktore-robisz-w-lodzi-nie-bedac-martwym/
MiejMiejsce.com: Wspólnota dla Innych. Rozmowa z Katarzyną Szaulińską
Katarzyna Szaulińska, autorka "Czarnej ręki, zsiadłego mleka" w rozmowie z Tymoteuszem Milasem opowiada o poszukiwaniu formy dla doświadczenia inności, zmaganiu się z macierzyństwem i budowaniu wspólnoty między ludźmi... Tymoteusz Milas: W 2020 roku w Biurze Literackim wydałaś tomik Druga osoba. Dlaczego zamiast ćwiczyć dalej poetycką dykcję zdecydowałaś się pójść w prozę?Katarzyna Szaulińska: Po wydaniu Drugiej osoby nie mogłam napisać wierszy, które byłyby naprawdę „nowe”, inne od tych z debiutanckiego tomu. Dopiero teraz to robię. Na początku, gdy zaczęłam pisać, bardziej ciągnęło mnie do prozy. Zraziłam się do niej, po tym jak moja powieść, którą pisałam przez osiem lat, została odrzucona przez chyba wszystkie istniejące wydawnictwa. W ramach promocji Drugiej osoby byłam na festiwalu poetyckim w Stroniu Śląskim i brałam udział w warsztatach Pracowni Prozy – pokazałam kilka starszych opowiadań z wątkami medycznymi. Spodobały się, dostałam wyróżnienie. Poczułam się wzmocniona i to dodało mi odwagi do powrotu do prozy.Jak sądzisz, dlaczego ta noszona osiem lat powieść nie została opublikowana?Myślę, że to była zła powieść. Należałoby napisać ją „na nowo”, a ja nie mam już do niej serca. To jest opowieść o zawiści między dwiema siostrami, dość sarkastyczna. Ten sarkazm jest teraz dla mnie samej trudny do zniesienia. Wydaje mi się, że...
#sztuka #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/sztuka/wspolnota-dla-innych-rozmowa-z-katarzyna-szaulinska/
MiejMiejsce.com: Ucieleśnienie muzeum
Muzeum – dom idei – nabiera zmysłowego wymiaru. Wybitne dzieła sztuki zalewa woda z pękniętej rury, palce krwawią od szybkiego uderzania w klawisze maszyny do pisania, fasola z pietruszką à la Czartoryska robi furorę na wernisażach, a od papierosowego dymu kręci się w głowie. Karolina Maciejewska o książce „Proszę mówić dalej. Historia społeczna Muzeum Sztuki w Łodzi” „Muzeum jest pełne ludzi i miejsc, których nie widać.” Ta prosta obserwacja z eseju Olgi Gitkiewicz wydaje się doskonale podsumowywać intencje stojące za powstaniem zbioru tekstów „Proszę mówić dalej. Historia społeczna Muzeum Sztuki w Łodzi”, zainspirowanego rozmowami z byłymi i obecnymi pracowniczkami i pracownikami tej instytucji. Publikacja pod redakcją Agnieszki Pindery, Marty Madejskiej i Natalii Słaboń wyrasta z autorefleksyjnej działalności Centrum Muzeologicznego, nie ma jednak naukowego charakteru. To ciekawa, wciągająca, pełna humoru i nieznanych anegdot opowieść o ostatnich 60 latach muzealnych dziejów – bo horyzont czasowy wyznacza tu pamięć żyjących świadkiń i świadków, którzy zaczynali pracę podczas kadencji dyrektora Ryszarda Stanisławskiego. Spotkanie i dialog kilku pokoleń pracowników instytucji staje się zaczynem alternatywnej historii, rozgrywającej się za kulisami ważnych wystaw, przełomowych projektów czy konferencji z udziałem gwiazd art worldu. „Proszę mówić dalej” kieruje uwagę na osoby zwykle marginalizowane czy pomijane w oficjalnych narracjach o...
#sztuka #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/sztuka/ucielesnienie-muzeum/
MiejMiejsce.com: Willowy Julianów
Szczerze mówiąc, historycznie ten obszar powinien zostać nazwany Radogoszczem – to tutaj leżała wieś o tej nazwie. Kupił ją w latach 80. XIX wieku bogaty fabrykant wełny z Łodzi, niejaki Juliusz Heinzel. Najbogatszy łódzki fabrykant-katolik urządził tutaj swoją rezydencję. Zbudował wspaniały pałac i otoczył go przepięknym parkiem, przez który przepływała rzeka Sokołówka, tworząca malownicze rozlewiska, które dzisiaj już nie istnieją, a niegdyś były ozdobą zieleńca. Do okazałej rezydencji prowadziła aleja wysadzana czterema rzędami lip sprowadzonych z Berlina, która przetrwała do dziś. W parku istniał zwierzyniec i sad. Niestety, potomkowie Heinzla nie wykazali się taką przedsiębiorczością jak on i doprowadzili interes do bankructwa. Pałac został sprzedany miastu, które urządziło w nim Muzeum Archeologiczne (prowizorycznie przeniesione po wybuchu wojny do budynku dawnego magistratu przy Placu Wolności, a jako że prowizorki są najtrwalsze, to znajduje się ono tam po dziś dzień). Na nieszczęście pałacu po wybuchu wojny ulokował się tu sztab Armii Łódź, przez to został on zbombardowany, a następnie rozebrany przez Niemców. Sam park (podobnie jak większość zieleńców w Łodzi) był dostępny tylko dla Niemców. Okupanci znacznie przekształcili dawny ogród pałacowy, nadając mu bardziej pejzażowy charakter. Po wojnie rozebrano ogrodzenie parku i wspaniała bramę od strony ulicy Zgierskiej. Zbudowano muszlę koncertową oraz...
#przewodnik #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/przewodnik/willowy-julianow/
MiejMiejsce.com: Bób Hummus Włoszczyzna w Łodzi. Oprowadzacz wegański.
Weganie w Łodzi łatwo nie mają. Jedni bądź nie wiedzą gdzie zjeść, drudzy nie mogą wybrać gdzie zjeść. Lokali, pod każdym względem wegańskich jest co prawda piątka, pomimo tego możliwości jest nieskończenie wiele. Coraz więcej restauracji / kawiarni wprowadza opcje wegańskie (trzymamy kciuki za lokale, które w dalszym ciągu się na to nie zdecydowały, natomiast mleko sojowe to obecnie obowiązek). Nietrudno dostrzec, iż jesteśmy w tym mieście sporą grupą. Abstrahując od restauracji, mamy festiwale wegańskie, catering wegański, sklepy z produktami wegańskimi. Łodzianinie, nie zastanawiaj się tylko go vegan!Przewodnik zainspirowany grupą na Facebooku- Weganie Łódź (dołączajcie!), w której każdego dnia ktoś zapytuje- a co wszamać wegańskiego w Łodzi. Prócz lokali wegańskich zamieściłam również takie, spośród których każdy wyjdzie usatysfakcjonowany bez względu od rodzaju diety. Do tego sklepy ze zdrową żywnością, bo przecież czasami z trudem obyć się bez płatków drożdżowych, czarnej soli bądź granulatu sojowego oraz lokalne festiwale wegańskie, na które na pewno warto się wybrać. WEGAŃSKIE MIEJSCÓWKI KorzeniePiotrkowska 217To prawdopodobnie najbardziej wegańska pozycja na mapie Łodzi.Spore porcje, ceny niewygórowane, w daniach co niemiara wyobraźni. W karcie zawsze znajdzie się chyba najtańszy burger dryblas w Łodzi (co tydzień inny) za 12 zł i pizza w 3 wariantach. Można tutaj natknąć się...
#przewodnik #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/przewodnik/bob-hummus-wloszczyzna-w-lodzi-oprowadzacz-weganski/
MiejMiejsce.com: Pijalki cz. 1 Śródmieście
Przewodnik po najgorszych (najlepszych) łódzkich knajpach. Podobno Łódź hipsterem miast. Coś w tym jest. A wiadomo, że hipster to ktoś, kto udaje kogoś kim nie jest, albo udaje, że nie jest tym, kogo udaje. Miejsca, które tutaj opiszę, to nie są miejsca, które do czegoś aspirują, a tym bardziej nie aspirują ludzie, którzy są ich klientami. Zwyczajni, niczego nie udający. Prawdziwi hipsterzy, bez maców, big maców, tym bardziej burgerów, rowerów, bród i tępego wyrazu twarzy. Opisane przez nas miejsca zwykle, dla bezpieczeństwa, omijacie szerokim łukiem. I dobrze. Nie wszyscy są stworzeni by zapuszczać się na Wschodnią, Kilińskiego, Zgierską, czy inne ulice, przed którymi od lat przestrzegają mamusie. Ja jednak odwiedzam pijalki z grzybem na ścianie, zimowymi oponami w przejściu, z wystrojem jak w Berlinie (Wschodnim) w 1973, z dziwnymi fetyszami właścicieli (kolekcja wieszaków w pubie 4x4), herbatą za 1,50 zł i pizzą lepszą niż gdzie indziej. Brudne mordownie, gdzie przychodzi się pić piwo i spluwać na podłogę;)U oponiarza (Diablo). Kilińskiego 104 (wejście od Nawrot)Chociaż szyld przed wejściem sponsorowany przez Coca-Colę głosi, że to miejsce jest pizzerią, moim zdaniem to typowa pijalka. Bez charakteru, chociaż okropna szpetota zawsze jest jakimś atutem. Pomarańczowe ściany z tynkiem na zaciekę, drewniane ławy Warki, pusty...
#przewodnik #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/przewodnik/pijalki-cz-1-srodmiescie/
MiejMiejsce.com: Strzeż się, sam wpadniesz w te doły!*
Rozkopana droga we wsi Głucha Dolna, przypomina rozkopaną Łódź, choć łódzkich nawiązań w spektaklu – mimo wcześniej reżyserskich sugestii – nie będzie. Na „Hamleta we wsi Głucha Dolna” w reżyserii Roberta Talarczyka w Teatrze Nowym w Łodzi, można iść na własną odpowiedzialność, ale jeśli wpadniecie do dołu pełnego stereotypów, to niech nikt nie ma pretensji. Ostrzegałam! Na „Hamleta we wsi Głucha Dolna” w Teatrze Nowym w Łodzi czekałam z wielkimi nadziejami, odkąd dowiedziałam się o planach wystawienia sztuki, bo wiąże się z nią moja osobista historia. To jeden z pierwszych „dorosłych spektakli”, który pamiętam z dzieciństwa. Wyreżyserowane przez Olgę Lipińską w 1985 roku, a wyemitowane w 1987 roku w Teatrze Telewizji „Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna” na podstawie tekstu chorwackiego pisarza i nauczyciela Ivo Brešana, z Januszem Gajosem, Adamem Ferencym, Stanisławą Celińską miało w sobie nieprawdopodobną mieszankę wspaniałego aktorstwa, humoru i ogromnego tragizmu, wynikającego ze zderzenia wysokich i niskich rejestrów. Tragizm stał się udziałem dość niewinnej pary najmłodszych uczestników wydarzeń we wsi, czyli Sylwestera Maciejewskiego (Skoko–Hamleta) i Beaty Poźniak (Andzi–Ofelii). Pamiętam ze spektaklu naiwne i szczere przyśpiewki Hamleta i Ofelii, z których stopniowo na światło dzienne wypływała obrzydliwość ludzkich zależności w socjalistycznej wsi i zbieżność losu młodej pary z...
#teatr #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/teatr/strzez-sie-sam-wpadniesz-w-te-doly/
MiejMiejsce.com: Marmurowe schody donikąd. „Smoleńsk. Late night show"
Już w samym założeniu spektaklu ujawnia się przepaść pokoleniowa – pomiędzy tymi, co z resentymentem rozgrzebują przeszłość, a tymi, którzy chcą skupić się na tym, co jeszcze uda się ocalić. Anna Pajęcka o spektaklu „Smoleńsk. Late night show” w Teatrze Nowym w Łodzi. Czy mieliście kiedyś może taką fantazję? Jarosław Kaczyński w jednym z wywiadów dla prawicowego magazynu mówi nagle, że jest zmęczony: tym, że musi udawać, że wierzy w katastrofę Smoleńską, że po prostu nie lubi ludzi, którzy nie są jego wyborcami, że brzydzi go to, co wyprawia się na antenie telewizji publicznej. Nie? Ja też. Ale jeśli by jednak dać się ponieść takiej fantazji, czy bylibyśmy, jako naród, gotowi przytulić go do piersi i wybaczyć? Uznać za jednego z nas, zmęczonych narracją o katastrofie, nie przepadających za elektoratem partii opozycyjnej do naszych poglądów, obrzydzonych propagandą z telewizyjnych odbiorników? Jesteśmy w końcu wszyscy ludźmi i jedziemy na tym samym wózku, który nazywa się: Polska.„Smoleńsk. Late night show” z Teatru Nowego im. Dejmka w Łodzi, spektakl zrealizowany w ramach programu „Nowy i Młodzi”, mógł być ekscytującym wydarzeniem teatralnym o polskim fantazmacie, opowiedzeniem o katastrofie Smoleńskiej przez pokolenie pozbawione resentymentu, które nie powraca myślami z rubaszną radością do anegdotycznych tańców wokół...
#teatr #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/teatr/marmurowe-schody-donikad/
MiejMiejsce.com: Taniec w czasach wojny / Танець у часи війни
„Every Minute Motherland” to ukraińsko-polski projekt taneczny choreografa Macieja Kuźmińskiego, który przy pomocy ruchu przywołuje na scenie traumatyczne doświadczenia związane z wojną. O terapeutycznym wymiarze pracy z ciałem oraz twórczości w czasach niepokoju z ukraińską tancerką Vitą Vaskiv rozmawia Sasha Yeromina. Українська версія нижче. Jak trafiłaś do Polski? Wiem, że studiowałaś w Łodzi.Studiowałam w Łodzi przez trzy lata, po czym wróciłam do Lwowa. Wtedy nastały czasy covidowe i zdałam sobie sprawę, że nic mnie tutaj już nie trzyma. Chciałam wrócić do domu. Mieszkałam we Lwowie przez ostatnie dwa lata, a zimą, gdy wybuchła wojna, skorzystałam z możliwości wyjazdu. Pierwszym miastem, do którego zdecydowałam się przyjechać, była Łódź, bo mam tu przyjaciół i ich wsparcie.Rozmawiamy przy okazji premiery spektaklu „Every Minute Motherland”, która odbyła się w Łodzi dzięki staraniom Fundacji Materia. W jakich okolicznościach zaczęłaś uczestniczyć w pracach nad spektaklem?Pierwszy miesiąc wojny był bardzo trudny, zwłaszcza jeśli chodzi o mój stan psychiczny. Ciężko było wstać z łóżka i zacząć coś robić. Byłam całkowicie zagubiona, czułam się jak w jakimś innym świecie. Nie wiedziałam, co robić, więc przeprowadziłam się do Warszawy. Pomyślałam, że będę mieć tam więcej możliwości jako tancerka. W Warszawie zobaczyłam informację o castingu organizowanym przez choreografa Macieja Kuźmińskiego i...
#teatr #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/teatr/a-apatia-n-niezdarnosc-t-taniec-w-czasach-wojny/
MiejMiejsce.com: Pijalki cz. 2 Śródmieście
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na drugą część przewodnika po łódzkich pijalkach. Niestety, padłam ofiarą własnej sławy: „Przepraszam, czy to pani Nina Starkowska? Czy możemy się dosiąść?” – słyszałam już w każdej knajpie, jakby nie można było spokojnie napić się piwa w pijalce. Do tego jakimś cudem papa się dowiedział :(. Nie to, żeby miał jakieś ale, przeciwnie - chciał chodzić ze mną, a to dla mamy było za wiele. Odczekałam aż zapomną o sprawie, zmieniłam rewir. Z bólem serca opuściłam na moment ulubiony Bar Piwo przy Wschodniej, gdzie godna damy toaleta, zawsze wyposażona w mydło i papier, jest czystsza niż w większości knajp na OFFie. Nie było jednak rady - postanowiłam odwiedzić przybytki z zachodniej strony miasta. Bar Anna, Tuwima 1Legenda wśród knajp. W sumie jedyna normalna pijaka w tym mieście. Jedyna polecana przez Tripadvisor. Tu piją wszyscy. Menele, skinheadzi, studenci, artyści, urzędnicy, dyrektorzy instytucji. Od zawsze z zakazem palenia w środku, to tu od niepamiętnych czasów można się integrować na fajku z różnego sortu menelami. Są ludzie, którzy tu chyba mieszkają. Nie zdarzyło się żebym nie spotkała tu paru tych samych typów. Są tu absolutnie zawsze.Anna to ulubiony bar artystów. Wnioskuję po tym co wisi na wystawie...
#przewodnik #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/przewodnik/pijalki-cz-2-srodmiescie/
MiejMiejsce.com: Już nie żyjesz. Tragedia
Rozmowa z Pawłem Strzelcem i Maćkiem Andrzejewskim z Już Nie Żyjesz, 30.09.2019 Maciek Andrzejewski: Po co my robimy ten wywiad? Przecież i tak nikt tego nie czyta…Paweł Strzelec: A po co nagrywamy płytę? Przecież nikt tego nie słucha…Eliza Gaust: No właśnie, po co nagraliście tę płytę?Maciek: Tak naprawdę to chyba dlatego, że musieliśmy ją nagrać. Domknąć niezamknięte sprawy. Paweł: Od zawsze czułem, że jest w tym zespole potencjał, który nie został nigdy wykorzystany. Skąd ta długa przerwa? Od czterech lat nic się nie działo…Paweł: Przerwa była tak długa, bo my się personalnie trochę nie mogliśmy dogadać. I to nie chodziło o styl grania, ale o różnice w podejściu do grania. Zespół to zespół, jeden organizm. Wyobraź sobie, że część zespołu to weganie, a inna część lubi steki, że część to ateiści, a druga część to gorliwi chrześcijanie. To tylko przykłady i duże uproszczenie. Ale ważny jest wspólny rdzeń. Preferencje muzyczne to wiadomo, każdy ma je inne, każdy słucha czegoś innego i to nie jest problem. Można się wymieniać swoimi inspiracjami. Ale żeby być dla siebie partnerami, trzeba czuć wspólną, nazwijmy to, ideę, ten sam cel, wartości. To spaja i daje grupie poczucie spełnienia, nabiera się przekonania o słuszności dokonywanych wyborów.Maciek:...
#muzyka #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/muzyka/juz-nie-zyjesz-tragedia/
MiejMiejsce.com: Pomagać tańcząc / ДОПОМАГАТИ ТАНЦЮЮЧИ
Niektórym wojna na długo odebrała chęć do tańca. Są jednak aktywistki i aktywiści, którzy tańcząc, pomagają Ukrainie. Przy okazji występu podczas „Ukraińskiej soboty” na Festiwalu Łódź Czterech Kultur DJ-ka i społeczniczka Zoi Mikhailova aka Facheroia opowiada Sashy Yerominie o roli imprez tanecznych w nowych realiach, solidarności i dorastaniu na Krymie. Cześć, pochodzisz z Ukrainy, a mianowicie z Krymu. Jak wspominasz swoje dorastanie na półwyspie? Czy to już tam zaczęłaś didżejować? Didżejować zaczęłam dopiero w Polsce, na Krymie skończyłam szkołę muzyczną (fortepian, gitara). Dorastałam w Symferopolu - w dużym mieście, ale co tydzień wybierałam się to w góry, to nad morze na wycieczki z namiotami. W wieku 16 lat zaczęłam jeździć na Krymie na festiwale jazzowe, metalowe i Kazantip (festiwal muzyki elektronicznej) :) Brakuje mi bardzo tej krymskiej, południowej natury. W 2014 roku przeprowadziłaś się do Polski i obecnie nazywasz Warszawę swoim drugim domem. Ze swojego doświadczenia wiem, że początki życia w nowym kraju nie są łatwe. Jak mijały Twoje pierwsze lata pobytu w Polsce?Pierwsze lata były trudne. Zero przyjaciół, bardzo ograniczona ilość interakcji socjalnych. Potrzebowałam dwóch lat, aby się zasymilować, odnaleźć swoje community tu w Polsce. Jesteś DJ-ką, ale także artystką dźwiękową. Granie na imprezach i tworzenie muzyki do spektakli...
#muzyka #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/muzyka/pomagac-tanczac/
MiejMiejsce.com: Kogo cieszy współczesność? „Kocha nie kocha" w Tatrze Nowym w Łodzi
Spektakl Śpiewaka jest zabawny albo raczej – tak podobny do rzeczywistości, że przechwytuje to, z czego śmiać się być może nie należy, ale w ramach sytuacji teatralnej rozbawienie będzie usprawiedliwione. No bo czy wypada śmiać się z tego, że planeta płonie? Albo z tego, że ktoś jest przemocowym dziadem, uprzedmiotawiającym kobiety? „Młyn przyciąga dziwnych ludzi, młyn to chaos”Tomasz Śpiewak Tomasza Śpiewaka dotychczas kojarzyłam przede wszystkim jako dramaturga, głównie spektakli Remigiusza Brzyka i Michała Borczucha. Jego reżyserski debiut na podstawie własnego tekstu, „Sala Królestwa” w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu, zebrał dobre opinie krytyków. Śpiewak spotkał się wówczas na scenie z Dorotą Ignatjew, obecną dyrektorką Teatru Nowego w Łodzi. Jego nowy spektakl na deskach łódzkiej instytucji, „Kocha, nie kocha”, wyrywa z marazmu, dowartościowuje widza w jego życiowej sytuacji i uświadamia, że jakkolwiek zmienia się czas i okoliczności, problemy są te same, choć inaczej się je przeżywa. Ale przede wszystkim, jest o sztuce, a właściwie, jest lustrem dla osób, które ją tworzą. Zaczyna się od lekcji śpiewu, na którą nie dociera uczeń, podobno bardzo zdolny. Akurat tego dnia wybitny muzyk, absolwent szkoły, przyjechał wysłuchać jego wykonania jednej z pieśni „Pięknej młynarki” Schuberta. Uczeń ma być następcą wybitnego śpiewaka, którego porównuje się m.in. do...
#teatr #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/teatr/kogo-cieszy-wspolczesnosc-kocha-nie-kocha-w-tatrze-nowym-w-lodzi/
MiejMiejsce.com: Nie(do)patrzenia. Teatralny esej o sztuce i czułości
W „Błonach umysłu” Jolanta Brach-Czaina nazywa wzrok „skalpelem cywilizacji”, a dotyk – zmysłem zepchniętym dziś do kulturowego podziemia. A przecież to on pozwala być w bliskim kontakcie, łatwiej wtedy o troskę. Krytyka dyktatury oka, pochwała intymności – to chyba teatr, jaki Wojtek Rodak chce robić. Izabella Adamczewska-Baranowska o spektaklu „Praktyka Widzenia" - prapremiera Festiwalu Łódź Czterech Kultur w Teatrze Nowym im. Kazimierza Dejmka w Łodzi. Jest w „Praktyce widzenia” taka scena: Władysław Strzemiński szuka sposobu, żeby przedstawić obraz niewidzącej uczennicy. Nie podsuwa jej tyflografiki, nie poprzestaje na audiodeskrypcji. Inscenizuje. Wybiera „Lekcję muzyki” Vermeera: kobieta stoi plecami do widza, prawdopodobnie gra na pianinie. Na podłodze leży wiolonczela. Ale kiedy mistrz mozolnie upozowuje i usztywnia studentkę, ta demoluje kompozycję – wychodzi z obrazu, bo boli ją łokieć. Ani myśli w imię efektów artystycznych zapomnieć, że ma ciało. Dla artystów awangardowych liczyła się sztuka modelująca życie, Wojtek Rodak jest po stronie życia, które modeluje sztukę. Co by było, gdybySpektakl Teatru Nowego jest koprodukcją z Festiwalem Łódź Czterech Kultur. Ta współpraca zainspirowała reżysera do podjęcia tematu lokalnego – w tym sensie, że wykorzystującego jeden z pozytywnych mitów założycielskich Łodzi: miasta awangardy. Stąd Strzemiński, o którym zresztą – choć nie pierwszoplanowo, raczej pokątnie – opowiadały...
#teatr #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/teatr/niedopatrzenia-teatralny-esej-o-sztuce-i-czulosci/
MiejMiejsce.com: Nagość to wolność
Kiedy aktorzy i aktorki zaczynają się rozbierać, gaśnie światło. Sensualnie poruszają się, to rozpinając fragment bluzki, to zdejmując spodnie. Testują, na ile erotyczna jest sama sytuacja zderzenia spojrzenia widza i oczekiwania, które wiąże się z tym patrzeniem, z rzeczywistą sprawczością aktorów na scenie. Anna Pajęcka o spektaklu "Miła robótka" - prapremiera Festiwalu Łódź Czterech Kultur i Teatru Fredry w Gnieźnie w Teatrze Nowym im. Kazimierza Dejmka w Łodzi. Pluszowa, różowa wagina ma kilka metrów długości, leży jak dywan na scenie Teatru Nowego w Łodzi. To piękna scenografia spektaklu „Miła robótka” w reżyserii Agnieszki Jakimiak, z dramaturgią Mateusza Atmana. Później na tym dywanie położy się Michał Karczewski w pozie niczym Larry Flint z plakatu filmu „People vs Larry Flint” i będzie recytował monolog o wojnie. Zada pytanie: „co jest bardziej nieprzyzwoite: seks czy wojna?”. W tle wyświetlają się obrazy wojen i głodu, topowe fotografie, które obiegały świat w mediach, a później nagradzano je za ujawnianie widoków okrucieństwa. Do czego służą te obrazy? Mają pomóc nam lepiej zrozumieć rzeczywistość, bez używania wyobraźni? Przemoc, gniew i wojna w wyobraźni wyglądają zazwyczaj tak samo. A seks, według medialnego obiegu? Jak wygląda? fot. HaWa Ten moment to najbardziej widoczne pęknięcie w spektaklu „Miła robótka” –...
#teatr #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/teatr/nagosc-to-wolnosc/
MiejMiejsce.com: Spisek jako instrukcja obsługi świata
Spektakl „Fanatycy prawdy" w reż. Piotra Ratajczaka (premiera na Festiwalu Łódź Czterech Kultur) nie opiera się na autorskiej wypowiedzi twórców, teatralizowanym wywodzie ex cathedra o tym, czego dowiedzieli się na temat teorii spisku i pseudonauki z prac badaczy tych zjawisk. Zdobyta wiedza wykorzystana jest, aby stworzyć na scenie mechanizm, w którym widz doświadczy działania tych teorii, będzie musiał się przed nimi bronić. Wszystkie teorie spiskowe tworzone są według jednego powtarzalnego modelu. Każdą można zbudować w trzech krokach: weź to, co ogólne, czasem abstrakcyjne, np. jakichś „onych”, którzy są gdzieś daleko (Żydzi, muzułmanie, media, naukowcy) i połącz z tym, co codzienne, co jest częścią powszechnego doświadczenia (lekarstwa, praca, jedzenie, opieka nad dziećmi, rozmowy telefoniczne), a następnie powróć z tym w rejony abstrakcji. Na przykład: naukowcy opracowują lekarstwa, które nie leczą, ale mają odbierać wolną wolę. Albo: media zgodnie przekonują, że internet 5G jest bezpieczny, ale przecież te fale mają pozbawiać ludzi płodności i w ten sposób ograniczyć zaludnienie Ziemi. Albo jeszcze inaczej: Żydzi promują swoje tradycyjne potrawy jako wegański fast food, żebyśmy przestali być czujni, podczas gdy oni przejmą władzę nad światem, budując centrum dowodzenia pod Centralnym Portem Komunikacyjnym. Proste? Zanim nie znalazłem tego modelu u kognitywisty Marcin Napiórkowskiego, nie sądziłem,...
#teatr #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/teatr/spisek-jako-instrukcja-obslugi-swiata/
MiejMiejsce.com: Obraz tworzy się w głowie
Strzemiński miał problem ze wzrokiem, impresjoniści, na przykład Monet, również tracili wzrok. Dla artysty utrata wzroku, lub słuchu, była okazją do stworzenia nowych środków wyrazu – mówią aktorzy z dysfunkcją wzroku, którzy przygotowali spektakl „Praktyka Widzenia" wraz z reżyserem Wojciechem Rodakiem w Teatrze Nowym w Łodzi. Anna Pajęcka: Jesteście osobami z dysfunkcjami wzroku. Jakie są wasze historie?Linda Rojewska: Mam retinopatię wcześniaczą. Nie widzę od urodzenia.Arnold Osiecki: Mam chorobę Stargardta, czyli uszkodzenie plamki żółtej, która postępuje z wiekiem. To jest choroba genetyczna, coraz bardziej traci się ostrość widzenia, ale nie wzrok całkowicie. Linda, to nie jest twój debiut teatralny, a twój Arnoldzie – jest.Linda: Rozpoczęłam swoją przygodę w Teatrze Jaracza w Łodzi, w „Komediancie” w reżyserii Agnieszki Olsten. Pracowałam z Sebastianem Majewskim, grałam córkę gospodarzy. Tu trafiłam dzięki Hannie Jastrzębskiej-Gzelli, u której robię praktyki, bo jeszcze studiuję. Powiedziała, że jest możliwość zagrania w takim spektaklu i czy bym nie chciała – chciałam. Arnold: Trafiłem tu przypadkiem. Zachęcałem znajomego, Grzegorza, do pójścia na warsztaty organizowane przez teatr. W ostatniej chwili okazało się, że Grzegorz nie może się wybrać, więc wziąłem w nich udział sam. Tak trafiłem do projektu. Moje wykształcenie jest pedagogiczne i medyczne, a nie teatralne. Jakie były wasze wcześniejsze doświadczenia...
#teatr #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/teatr/obraz-tworzy-sie-w-glowie/
MiejMiejsce.com: Cool Kids of Death. Czasem warto się rozpaść
Zrozumieliśmy, że temu zespołowi do działania niezbędne są energia i entuzjazm na scenie. Najfajniej byłoby grać tylko koncerty ostatnie. I pierwsze po dziesięcioletniej przerwie - mówi dwie szóste Cool Kids of Death w przeddzień swego ostatniego (przynajmniej na razie) koncertu. Jędrzej Słodkowski: Wróciliście i co?Krzysiek Ostrowski: I już. Wróciliśmy, pobawiliśmy się - i na razie tyle. 3 listopada zagracie na Soundedit. To będzie wasz ostatni raz?Krzysiek: Nie ma żadnych dalszych planów. Dalsze losy są uwarunkowane tym, czy po koncercie na Soundedit usiądziemy i zaczniemy pracować nad nowym materiałem. Teoretycznie okienko koncertowe na przyszły rok jest otwarte, ale jeśli nie będziemy mieć nowych piosenek, to po co się w to bawić? A dlaczego właściwie wróciliście? Powody były merkantylne - zaproponowali wam hajs za powrót?Krzysiek: To był miły aspekt tego wszystkiego. W 2019 r. wróciliśmy po ponad pięciu latach od zakończenia działalności na jeden koncert na Open'erze. Po tamtym występie dostaliśmy propozycję koncertów od Męskiego Grania, na którą przystaliśmy. Ale w 2020 r. była pandemia i te koncerty przesunęły się nam na ten rok. A że akurat minęło 20 lat od wydania naszej pierwszej płyty, to zrobiło się jakoś poważniej. W tym 2013 r. rozstawaliście się zgorzkniali, skłóceni, wypaleni, grający dla garstki...
#muzyka #MiejMiejsce
Pełen artykuł pod adresem:
http://miejmiejsce.com/muzyka/cool-kids-of-death-czasem-warto-sie-rozpasc/