Czasami w różnego rodzaju debatach, dyskusjach, a nawet pogawędkach między nami – lewicowcami – przewija się jedno drobne słowo. Niby niepozorne, jednak całkiem potężne. Jest w stanie przykuć kajdanami osobę najbardziej oddaną rewolucji socjalnej, zmusić ją do wołania o przebaczenie, do kajania się. Z drugiej strony, jest bardzo potężne w naszych rękach, jest w stanie od razu ujawnić czym byt nas – osób sprzedających siłę roboczą – różni się od bytu ich – osób ją skupujących.
To słowo to «przywilej».